Poruszanie się po Stambule wymaga ode mnie nabycia nowych przyzwyczajeń. Pośród środków transportu publicznego takich jak metro, bus, prom…, na szczególną uwagę zasługuje dolmusz. Rodzaj mini busa, z którego udało mi się skorzystać dopiero za trzecim podejściem. Bus bez biletów, stałej trasy i przystanków. Nawzajem różnią się designem (choć wszystkie z nich wyglądają dość zabawnie) i kolorami tabliczek na dachu, w zależności od tego, w którym kierunku jadą. Wsiąść można jak do taksi, w każdym miejscu - wystarczy zamachać ręką. Różnica między dolmuszem, a taksi jest jednak taka, że jedzie z nami więcej osób (często jest ciasno) i niekonieczne jest podawanie docelowego adresu. Dolmusz przecież i tak jedzie, często z otwartymi drzwiami. Żeby wysiąść wystarczy poprosić kierowcę o przystanięcie - „Inebilir miyim?” („Czy mogę tutaj wysiąść?”) i podróż zakończona. Płaci się kierowcy w trakcie jazdy. Zgodnie ze stawkami wyznaczanymi na podstawie, którą ciężko mi jest zrozumieć i prawdopodobnie nigdy jej nie zrozumiem. 1,50 TL jeśli jadę do portu, 7 TL jeśli przejeżdżam na drugą stronę Bosforu. Tyle mi wystarczy. Proste. Każdy wie, z którego dolmusza skorzystać i ile zapłacić. Każdy, oprócz nowo przyjezdnych, przez co zwykły mały busik może zamienić się w przygodę.
Tutaj Pan płaci. A właściwie podaje kierowcy moją zapłatę. Here the guy is paying. And actually just passing my payment to a driver. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz